MIŁE SKUTKI
poszukiwania ideału
Trochę historii dla cierpliwego czytelnika. Jeśli nie macie ochoty czytać wynurzeń konstruktora, przejdźcie od razu do szczegółów technicznych.
Konstrukcja którą Wam prezentuję, powstała z przyczyn zupełnie prozaicznych. Każdy miłośnik słuchania muzyki w domu, dochodzi do punktu w którym odczuwa potrzebę zmiany.
Nieznośna świadomość ograniczeń wynikających z aktualnej konfiguracji sprzętu, znudzenie brakiem nowych odkryć w materii dźwięku czy wreszcie zwykła i głęboko ludzka chęć podniesienia sobie poprzeczki, sprawia że zaczynamy biegać po sklepach i z głębokim przekonaniem odczuwamy potrzebę wydania naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Każdy miłośnik winylowych nośników wie, że samo odtworzenie ukochanej płyty jest sprawą prostą, ponieważ lata świetności analogu pozostawiły na rynku nieprzebrane zasoby starych konstrukcji dostępnych na rynku wtórnym. Powstały również nowe konstrukcje , których wyrafinowanie i zaawansowanie techniczne budzi podziw u wszystkich mających choć trochę pojęcia o mechanice precyzyjnej lub tworzeniu nowych form przedmiotów użytkowych. Gramofon którym dysponowałem miał wartość sentymentalną, był sprawny i wydawał z siebie dźwięk. I to mi wystarczało przez całe lata. Fakt, że wszystkie moje płyty grały przeciętnie zupełnie do mnie nie docierał, ponieważ żyłem w przeświadczeniu, że tak musi być choćby z racji archaicznej technologii. Poza tym wszystkim, nie miałem zupełnie pojęcia o tak oczywistych dziś dla mnie faktach, że każdą wkładkę należy optymalnie ustawić, że ramię powinno to umożliwiać oraz że winylowa płyta nie toleruje błędów i bezlitośnie je pokazuje. Przy okazji zabawy z projektowaniem mebli do domu, poznałem nieograniczone możliwości wykonawcze zaprzyjaźnionych stolarzy-mistrzów w tej dziedzinie.
Trochę z wrodzonego dziwactwa postanowiłem stworzyć gramofon o kształcie innym, niż prostokątna bryła bliżej nieokreślonego tworzywa pomalowana na srebrno .Pierwotnie zamierzałem wykorzystać mój stary gramofon jako dawcę organów do przeszczepu. Jako, że nie mam zbyt wyrafinowanego gustu, lub raczej, lubię klasykę z epoki Art Deco, zabrałem się do poszukiwań wzoru do naśladowania z lat 30 minionego stulecia. Nieograniczone możliwości wyszukiwarek internetowych pozwoliły również na dokonanie – niejako przy okazji – odkrycia, że świat pełen jest konstruktorów gramofonów! Osiągnięcia pasjonatów w rodzaju P. Altmanna tworzących swoje konstrukcje z tego co znaleźli w składziku na rupiecie, z elementów drewnianych i metalowych będących kiedyś zupełnie czymś innym pozwoliło mi nabrać przekonania, że niekoniecznie muszę trzymać się obowiązującej konwencji. Najbardziej w tych poszukiwaniach i ich efektach uderzyło mnie jednak to, że urządzenia wyglądające jak przedmioty stworzone przez Robinsona Crusoe przy pomocy siekierki i marynarskiego noża na jego bezludnej wyspie mają wspaniałe recenzje. Recenzje mówiły o aspektach dźwięku, o których w ogóle nie miałem pojęcia. Szczegółowość , detaliczność wszystkie te smaczki o których nigdy nie słyszałem i wreszcie znakomite artykuły o kalibrowaniu gramofonu, jak choćby kompendium podane w zrozumiały sposób przez P. Roberta Rolofa na stronie RCM, spowodowały, że moja determinacja sięgnęła szczytu. Nie bez znaczenia pozostawał również fakt, że moi znakomici koledzy Jacek i Wojtek byli audiofilami poszukującymi i posiadali zestawy umożliwiające przetestowanie moich potencjalnych osiągnięć. Ich wyrafinowane gusty muzyczne, doświadczenia w całym zakresie wpływu poszczególnych elementów systemu na wynik końcowy, pomogły mi obiektywnie oceniać wszystkie kroki projektu i uniknąć ślepych uliczek. Szanowni Państwo! Jako, że macie już pewnie dosyć czytania o mnie i moich cierpieniach twórczych w ogromnym skrócie teraz o samym procesie powstania gramofonu AD FONTES.
Koncepcja pierwotna zakładała stworzenie gramofonu o talerzu z bryły metalu o masie przynajmniej 10 kg, napędzanego silnikiem prądu stałego umiejscowionym jak najdalej od ramienia, z możliwością regulowania i stabilizowania obrotów. Podstawa miała być wykonana z drewna i składać się z kilku niezależnych elementów umożliwiających odsprzęganie wszystkiego od wszystkiego. Ramię bardzo precyzyjne i podatne na wszelkie regulacje pozyskałem z rynku wtórnego i byłem z niego bardzo zadowolony choćby z racji pięknego wyglądu. Po skończeniu prac stolarsko-metalowych, uzyskałem coś, co nazwałem Art Deco . Po trwających wieki regulacjach i kalibracjach oraz co niezmiernie ważne! zbudowaniu dodatkowo znakomitego przedwzmacniacza – korektora RIAA na lampach według mojego lampowego guru P.Hiragi uzyskałem efekt nirwany. Szokujące było nie to, że gramofon działa sprawnie mechanicznie i elektrycznie, ale to, że odkryłem wreszcie bogactwo zapisane w rowkach winylu.
Jakość podawanego przekazu dźwiękowego, jego lekkość i szczegółowość , zupełnie nowe informacje docierające do mojej ograniczonej dotychczas wyobraźni pozwoliły mi docenić starania konstruktorów tworzących gramofonowe dzieła sztuki. Przestałem ich traktować jak nawiedzonych maniaków lub sprytnych marketingowców.
Jak wiadomo, lepsze jest wrogiem dobrego. Poszedłem więc dalej mając już świadomość, że gramofon jest tak dobry jak dobre są jego pojedyncze elementy. Ponieważ najwięcej problemów stwarzały mi elementy pozyskane z innych urządzeń zacząłem sam projektować poszczególne detale, lub dobierać optymalnie do potrzeb to, co inni produkowali do bardzo wyszukanych zastosowań. Coraz doskonalsze łożyska przenoszące znaczne obciążenia, windy ramienia o możliwościach regulowania czasu opadania, silniki prądu stałego w wykonaniu militarnym o ogromnej precyzji łożyskowania i możliwie bezgłośne. Talerze o różnej konstrukcji , z litego mosiądzu i aluminium lub dla odmiany kanapki z akrylu i metalu oddzielanego silikonami o różnej sprężystości. Zasilacze do silników o precyzji pozwalającej na regulacje i stabilizacje obrotów na poziomie ułamka procenta…. I pewnie skończyło by się na tym, gdyby nie odrobina szaleństwa zaszczepiona mi przez audiofila Piotra z Warszawy, który namówił mnie do zrobienia własnoręcznie ramienia gramofonu. W tym momencie ograniczenia wynikające z założeń producentów dotyczących długości ramion przestały mnie dotyczyć i mogłem się przekonać, że ramię 8 calowe to ubogi krewny 10 calowego a zabawa zaczyna się dopiero powyżej 12 cali długości. Sam kształt ramienia z racji „domowej produkcji” musiał być prosty.. Dodając do tego regulację wszystkich parametrów ramienia w zakresie niespotykanym na rynku popularnych gramofonów mogłem wreszcie uznać, że zbudowałem coś, co spełni oczekiwania nie tylko moje, ale i moich kolegów, czekających cierpliwie na wyniki mojej pracy. Powstało więc ramię o konstrukcji klasycznej długości 14 cali wykonane tak prosto, że prościej chyba nie można. Prosto nie znaczy jednak prymitywnie! Po kilku próbach udało mi się zmieścić to monstrum na podstawie, która nie odbiega znacząco wymiarami od standardowych gramofonów będących w Waszych domach.
Po testach eksploatacyjnych i wyeliminowaniu błędów które powstały z racji zastosowania nie do końca przemyślanych rozwiązań, po uproszczeniu wszystkiego tak bardzo jak się dało mogłem wreszcie uznać, że moja praca winna być nazwana i zacząć życie jako Gramofon AD FONTES.
Znaczy to w końcu, że po wielu latach dłubaniny i zawracania głowy partnerom od obróbki metalu i drewna dotarłem do źródła! Te lata nie zostały zaprzepaszczone dzięki mojej determinacji i dzięki ogromnej krytycznej pomocy moich kolegów. Za tą pomoc serdecznie dziękuję! Pojawiające się od czasu do czasu zamówienia doprowadziły z konieczności do unifikacji wymiarów i dopracowania szczegółów wyglądu gramofonu. Różne oczekiwania co do wyposażenia spowodowały powstanie wersji w prezentowanym kształcie, podatnej na modyfikacje w zakresie stosowanych materiałów ale powtarzalnej i kompatybilnej z innymi egzemplarzami.